(A) Ładnie tak posądzać nas o spożywanie dopalaczy? Nic z tego kochani, to po prostu młodość, rześkość i energia własna!!! A nie tam jakieś gumisiowe soki :))) Trampoliny pod nogami też nie było, tylko dobry wyskok modelki plus super umiejętności fotografa, który wie pod jakim kątem aparat trzymać :)) Tak zwany dream team...
Meldujemy się grzecznie z kolejnego miasteczka - Huanchaco. Siedzimy tu sobie od wczoraj i nic nie robimy... Ostatnie dni naszej podróży postanowiliśmy bowiem wypocząć sobie trochę nad morzem. Nie to żebyśmy zbyt zmęczeni byli, bo jeśli tak napiszę to wiem, że zostałabym zlinczowana przez wszystkich Was pracujących :))) No ale przed powrotem na te Irlandzkie i Polskie ziemie postanowiliśmy nie przemieszczać się już tak szaleńczo, co by wdrażanie się w europejską rzeczywistość było mniej drastyczne...
Siedzimy więc sobie nad morzem, opalamy się, gonimy kraby na plaży, zajadamy się ostatnimi egzotycznymi potrawami. No wiecie, takie tam wakacyjne czynności...
A co do jedzonka, to muszę się pochwalić, że w końcu zdecydowałam się dać szansę tradycyjnej potrawie Peruwiańskiej, czyli ceviche (czyt.sewicze). Pierwsza próba była w Rurrenabaque (w Boliwii), po której nie miałam już zbyt ochoty rzucać się na powtórkę. Ale oczywiście wszyscy mówili " no co ty, kobieto! Ceviche w Boliwii jadłaś? W Peru to jest dopiero wypas!!!" No dobra - myślę sobie. Jak wypas, to trzeba w końcu spróbować.
A wiecie czym jest ceviche? Wikipedia opisuje tę potrawę tak: "Tradycyjne ceviche przyrządza się zalewając surową, posiekaną rybę sokiem z limonki, z dodatkiem cebuli, papryki i soli, i pozostawiając do krótkiego zamarynowania." Ja bym tu dodała, że oprócz ryby mogą się tam znajdować również i owoce morza.
Wyobraźnia już od początku działa, gdy dostajesz takie danie. Myśli sobie człowiek: " a jeśli ta ryba jest nadal surowa? Może za krótko trzymali ją w soku z limonki..." Może przesadzam. Może wielbiciele tej potrawy się właśnie oburzają... A może po prostu nie dla mnie kwasidła. W każdym razie muszę oficjalnie stwierdzić, że fanką tradycyjnej kuchni Peruwiańskiej nie zostanę. Zupa z kurczaka na śniadanie nie dla mnie, potrawy z dzików i schaboszczaki na obiad też odpadają, a ceviche - ich duma narodowa - na długo zostanie w mojej pamięci jako jedna wielka limonka na podniebieniu, połączona z wyobrażeniem surowej ryby, którą jak najszybciej chcę strawić. Jako że lubię próbować nowe potrawy, cieszę się że znam już ten smak. Tym razem jednak cieszę się, że doświadczenie " ceviche" już za mną - NEVER AGAIN!!!.
I dumna jestem z Krzysia, że oszczędził życia śwince morskiej. Początkowo planował posmakowanie pieczonej świnki (kolejna nietypowa potrawa Peruwiańczyków), ale jakoś tak mu serducho wymiękło. Przysięgam, nie było tu żadnej manipulacji z mojej strony...