(K) Wczoraj nasz lot ostatecznie się odbył. O godzinie 17:00, na pasie startowym pojawił się zaledwie 18 metrowy SA227, mieszczący na swoim pokładzie 19 pasażerów i 2 pilotów. Wcześniej jednak, obsługa lotniska musiała przegonić z pasa startowego stadko krów, które chyba służyły jako naturalny sposób koszenia trawy na tym nieutwardzonym pasie startowym. W środku samolocik okazał się jeszcze mniejszy, niż wyglądał z zewnątrz. By dojść do swojego miejsca, należało poruszać się mocno pochylonym. Po uruchomieniu silników i stosunkowo krótkim rozbiegu, poderwaliśmy się dość szybko i bez większych problemów. Kabina pilotów nie była zamknięta, więc można było ich obserwować podczas wykonywania wszystkich czynności. Lot trwał 40 minut. Bardzo żałowaliśmy, że wewnątrz okienka były takie brudne (i nie dało się robić żadnych zdjęć). Widoczki były przecudne. Wspinaliśmy się bowiem z 230 m.n.p.m na wysokość ok 7000, mijając Huayna Potosí - górę sięgającą 6088 m. Szczyt przemknął nam szybko za oknem, ale na długo pozostanie w naszej pamięci. Pozdrawiamy Michała, któremu udało się go zdobyć.
Po nocy spędzonej w naszym ulubionym hotelu w La Paz (Cruz de Los Andes), wyruszamy do Soraty. Małej, malowniczo położonej mieściny, zlokalizowanej w okolicy szczytów Illampu, 6368 m i Ancohuma, 6427 m. To nasze ostatnie zaplanowane miasteczko na Boliwię.
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dotarliśmy do Soraty. Zakwaterowanie już znalezione, a i jutrzejszy treking z przewodnikiem również zarezerwowany. Ruszamy o 8:00 rano pochodzić po górach i wykąpać się w skalnej grocie. Pewnie znowu przez kilka dni zdjęć nie będzie - internet strasznie tu muli....
Pozdrawiamy i do usłyszonka - być może już z Peru...