Geoblog.pl    dosgringos    Podróże    Ameryka Południowa - nasza trzymiesięczna podróż    Trzy dni w dżungli - czyli pot, komary i niesamowity Heriberto
Zwiń mapę
2010
03
mar

Trzy dni w dżungli - czyli pot, komary i niesamowity Heriberto

 
Boliwia
Boliwia, Rurrenabaque
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 18608 km
 
(K) Nasz dzień rozpoczął się od oczekiwania. Okazało się, że 2 dni wcześniej (kiedy byliśmy na pampie) Rurrenabaque nawiedziły bardzo obfite opady deszczu. Spowodowały one znaczne podwyższenie się rzeki Beni. Jej nurt stał się niebezpieczny dla wszystkich próbujących nią płynąć. Oczekiwaliśmy więc na pozwolenie od lokalnej policji wodnej na rozpoczęcie naszego rejsu. Z początku dość sceptycznie podchodziłem do tej informacji. W końcu ileż mogło tam napadać? Szybko jednak zmieniłem zdanie, gdy zobaczyłem co się dzieje na własne oczy. Okazało się bowiem, że przez pierwszy odcinek ok 3-5km rzeka przewęża się, zwiększając siłę nurtu i powodując wiry. Dodatkowo niesie ze sobą porwane z brzegów pnie i konary drzew.
Ruszyliśmy. Woda tym razem była w kolorze mlecznej czekolady. Faktycznie pierwszy odcinek od razu podniósł nam poziom adrenaliny. Sternik robił co mógł, by z silnikiem o mocy 40KM płynąć do przodu (!!!) i omijać przepływające kłody. Jako że raz jedna strona rzeki, raz druga była nieco spokojniejsza, płynęliśmy slalomem. Przepływając z jednej strony na drugą pod kątem 45 stopni cofaliśmy się nieznacznie, gdyż silnik się nie wyrabiał. Po ok godzince rzeka miała nieco szersze koryto, przez co płynęło się dużo spokojniej.
Po 3 godzinach byliśmy na miejscu. Sternik poprosił nas o pomoc w przeniesieniu naszego prowiantu do obozowiska. Podczas drogi wspomniał coś, że możemy się nieco zmoczyć, bo poziom małej rzeczki, którą musieliśmy przekroczyć, podniósł się. Odpiąłem więc nogawki od spodni i założyłem sandały. Okazało się jednak, że moczenie polegało na przebrnięciu przez rzekę, która w najgłębszym miejscu sięgała mi sporo powyżej pępka. Na szczęście nasz sternik zrobił kilka kursów sam, przenosząc większość naszego ekwipunku na drugą stronę...
Obóz okazał się dość "surowy". Brak elektryczności skracał mocno aktywność wieczorną turystów. Generator uruchamiany był jedynie do napełniania zbiornika wodnego, wodą z pobliskiej rzeczki. Mimo to nie było powodów do narzekania. Moskitiery na łóżkach były, a jedzonko serwowane przez szefową kuchni, spokojnie mogłoby rywalizować z niejedną restauracją.

Wycieczka do dżungli była bardzo ciekawym doświadczeniem. Odkryliśmy np. że podczas chodzenia jak i leżenia, człowiek wydziela tam prawie tyle samo potu. W przeciwieństwie do pampy, komary tną tam na okrągło, bez względu na porę dnia. Że dżungla może szybko z żywiciela obrócić się w mordercę...
A właśnie! Heriberto powiedział nam, że w dżungli zabijają głownie 3 typy zwierząt...
I że absolutnie nie jest to ani puma ani jaguar, które obchodzą ludzi szerokim łukiem (chyba, że trafią jakiegoś podróżującego w pojedynkę).
Tak więc należy uważać na węże atakujące z drzew (tzw. latające);
węże, które polują nocą i nienawidzą światła (potrafią gonić delikwenta, który odważy się im poświecić po oczach. Osiągają rozmiary nawet do 10m);
oraz mrówki atakujące węże - jeśli np. masz pasek ze skóry węża, możesz zostać wzięty na ich celownik.
My na szczęście nie spotkaliśmy żadnego z tych drapieżców...

Historyjka. Po doświadczeniach z batonami w pampie, postanowiłem się zabezpieczyć. Nowa porcja słodyczy została zapakowana szczelnie w reklamówkę oraz włożona do ortalionowego worka z lekarstwami. Tak zabezpieczony pakunek powiesiłem 2m od ziemi, na wystającym gwoździu w naszym pokoiku.
Mimo to wszystkie te zabezpieczenia zawiodły. Tym razem mój suchy prowiant padł ofiarą mrówek, które są ledwie widoczne gołym okiem. Następne (tym razem szt.5) batony powędrowały do kosza :(
I weź tu żyj w takiej dżingli, jak ci nawet mrówki sprzed nosa jedzenie podpindalają... :)


-----------------------------------------------------------------------------------------------------
(A)
Wróciliśmy z dżungli. Trzy dni intensywnych wrażeń.. A było to tak…
Po dotarciu do naszego campu, tj trzygodzinnej przeprawie łódką po rwącej rzece (która już sama w sobie przysporzyła nam sporej adrenaliny), dostaliśmy ciepły posiłek i poznaliśmy naszego przewodnika Heriberto. To najlepszy przewodnik jakiego spotkałam w życiu!!! Urodził się w dżungli, oprowadza po niej już od 16 lat, jednym słowem zna ją jak własną kieszeń. Nie mogliśmy wyjść z podziwu z jego niesamowitych zdolności rozpoznawania odgłosów wydawanych przez niezliczoną ilość ptaków. Jego wzrok sięgał miejsc, które dla nas były tylko czarną plamą pośród drzew... Do tego wiedza o właściwościach leczniczych pokazywanych nam roślin była niesamowicie imponująca… Mimo że nie udało nam się zobaczyć najbardziej wyczekiwanych zwierząt – czyli pumy i jaguara, z pewnością wrażenia pozostaną na dłuuuugo.

Zastanawiałam się jak opisać dżunglę. Czym się różni od naszego lasu? Niby wszystko takie samo, a jednak zupełnie inne. Wiadomo, są drzewa jak nasze, tyle że o wiele wyższe, zasłaniające konarami niebo… Mają dziwne korzenie, jakich nigdy w życiu nie widziałam, często wielkie liście, i oczywiście liany… Wiele drzew odgrywa ważną rolę przy leczeniu najprzeróżniejszych chorób. Najczęściej używa się ich kory do przygotowania naparów z herbaty. Widzieliśmy na przykład drzewa leczące osoby chore na anemię, alergie, drzewko chininowe (lek na malarię), kauczukowe. Są też i takie, których soku używa się jako truciznę. Obojętnie czy chodzisz po dżungli rankiem, w nocy, w słońcu czy w deszczu, zawsze spocisz się po 5 minutach marszu. To oczywiście tylko wzmaga ilość goniących cię komarów i przeróżnej maści insektów. Ale można się do tego jakoś przyzwyczaić.
Porównując więc dalej – w naszych lasach, wiadomo też nie obędzie się bez mrówek. Jednak różnorodność i przerażająca wielkość tych amazońskich, jest po prostu fenomenem!! Największe jakie widzieliśmy, są 2 centymetrowe i jak ostrzegał nas Heriberto, po ugryzieniu takowej, czekają nas 24 godziny bólu. Wystrzegaliśmy się ich więc jak ognia, choć czasem przedzierając się przez gąszcze, nie było się w stanie sprawdzić czy nie wylądowała taka mróweczka za kołnierzem... Na szczęście obyło się bez bliższego, bolesnego spotkania….
Jak wyglądają amazońskie motyle? Kolorystycznie, jak nasze.. Za to rozmiarowo, co niektóre, osiągają wielkość dłoni człowieka. Są niesamowicie piękne!!! Szkoda, że tak ciężko uchwycić moment, gdy zatrzymują się na chwilę na drzewie..
Dżungla, tak jak i nasze lasy, aż kipi od przeróżnych owoców… Jeśli tylko natrafialiśmy na te jadalne, nasz wspaniały przewodnik używał swojej maczety, żeby zerwać je, obrać i poczęstować ciekawskich turystów… Ale była uczta.. Nie jestem niestety w stanie podać nazw owoców które posmakowaliśmy, jako że nie istnieją one w naszym klimacie... Z tych, dających się przetłumaczyć: owoc czekolady (nie aż tak smaczny jakby się można spodziewać) i leśna papaja.
Heriberto proponował nam również posilenie się termitami, które są ponoć dawką energii - amazońskim red bullem. Na szczęście mieliśmy jeszcze sporo własnej siły, więc nie odważyliśmy się na schrupanie żywego energisera. Na koniec zostaliśmy poczęstowani wodą z uciętego konara z drzewa. Wypływała ona z samego środka konara i była orzeźwiająca, czysta. O wiele smaczniejsza niż butelkowa :))

Spacer po dżungli jest niesamowitym zestawieniem odgłosów zwierząt (np. dzikich świń ryjących w ziemi – udało nam się też je dojrzeć), szalonego śpiewu papug, tukanów, itd. Ale też i najdziwniejszych zapachów – od słodkich owocowych, poprzez grzybowe, a kończąc na zapachu pipi de mono (czyli moczu małp).
Chodząc tak godzinami, krok w krok za naszym przewodnikiem, czuliśmy się jak totalne niezdary. Jemu udawało się zawsze być “niesłyszalnym”. Nasze bezszelestne kroki odstraszały pewnie nie jedną zwierzynę… Najciekawiej było, gdy na drodze stawała nam rzeczka. Wtedy przedostawaliśmy się na drugi brzeg przechodząc po przewróconym pniu drzewa... Trzymając się za ręce, malutkimi kroczkami… Ojjj jak się wtedy człowiek pocił ze strachu… Raz zdarzyło się jednak, że pnia nie było. A rzeka po kolana... Tylko nasz przewodnik miał kalosze. Użył więc swojej magicznej maczety i raz dwa uciął kawałek grubszego konara z drzewka, obrał go z liści i już mieliśmy mostek... Nie ma rzeczy niemożliwej dla naszego nowego hero – Heriberta… Nawet biżuterię amazońską nam zrobił, w przerwie gdy nie chodziliśmy po dżungli :)))

Zafascynowani opowieściami pana Cejrowskiego, wypytywaliśmy się oczywiście o Indian żyjących w dżungli. Okazuje się jednak, że na terytorium Boliwii nie jest to już tak prosta sprawa. Owszem są, ale żyją tylko na terenach graniczących z Peru. Plemię, o którym mowa (Toromona), nigdy nie miało kontaktu z cywilizacją. I raczej unika go celowo. Są to Indianie bardzo agresywni. Ponoć kilka lat temu wybrał się w ich rejony pewien Irlandczyk. Nigdy nie wrócił ze swojej wyprawy...

Ze wszystkich spacerów zapamiętam jednak najbardziej ten nocny... Ja, która od wielu lat nie obejrzałam żadnego horroru, dałam się wyciągnąć na poszukiwanie dzikich zwierząt, w ciemnościach egipskich (no w sumie amazońskich), tylko z latareczką w ręku!!! Zresztą do czego by mi się ona przydała, gdybym natknęła się na pumę na przykład… Chodziliśmy ponad godzinę, nasłuchiwaliśmy odgłosów dżungli, co rusz gasiliśmy latarki. Co by zwierząt nie spłoszyć.. Przechodzenie na drugi brzeg rzeki po wielkim pniu w nocy, spotęgowało adrenalinę do rozmiarów przekładających się na drżenie kolan, jeszcze na długo po dotarciu do celu… Pumy i jaguary pewnie już spały, skryte głębiej w lesie. Udało nam się jednak zobaczyć tarantulę. Brrrrr całe szczęście, że właśnie konsumowała swoją kolację i nie wykazała większego zainteresowania intruzami, świecącymi w nią latarką…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (80)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (8)
DODAJ KOMENTARZ
Magda i Michal
Magda i Michal - 2010-03-04 01:49
Super ze udalo Wam sie wybrac do dzungli z Heriberto! Nas on tez totalnie oczarowal :) I niezle z ta woda - my doszlismy od rzeki do obozowiska ... sucha stopa w japonkach :P
 
Agata
Agata - 2010-03-04 11:06
Fajne fotki i Wasze opowieści. Dłuuuugo będziecie wspominac Waszą wyprawę-super!!Pozdrawiam ;-)
 
KBJ
KBJ - 2010-03-04 11:59
Zdjecia, jak i opis waszych dni w dzungli - rewelacja :) Co mi bedzie umilac poranna kawe jak juz wrocicie z wyprawy? My poprosimy o kore na alergie dla Jaska :) Pozdrawiamy :)
 
Agnieszka
Agnieszka - 2010-03-04 16:45
wow zdjecia powalające!!!!! ja też tak chce!!!
 
sliweczka
sliweczka - 2010-03-04 18:02
Brak mi slow....piekne.
A tarantuli spotkanej na zywo balabym sie chyba bardziej niz pumy.Nie wiem dlaczego
Dziwne,nie? hehehe
 
sliweczka
sliweczka - 2010-03-04 18:04
I pytanie jeszcze: rozszyfrujcie i prosze co jest na zdjeciu na waszych talerzach?
Co stanowilo skladniki kolacji hehehe.
p.s. czy szklanka obrocona do gory dnem zeby tam cos nie spadlo rozumiem :)
 
dosgringos
dosgringos - 2010-03-04 18:57
Co do fotki z jedzonkiem:
Salatka z kapusty i marchewki + kukurydza;
kurczaczek (on jest prawie zawsze!)
puree z rzodkiewka;
ryz;
i niewidoczny kompocik z grubo ciachanymi kawalkami owocow
 
Fanka
Fanka - 2010-10-30 09:47
Wpadłam przypadkowo na Wasz blog i nie mogę odkleić się od komputera.Wasza wyprawa w dżungli niesamowita .Czytam Wasz blog ciurkiem,bez przystanku.Świetnie piszecie.Czytam dalej.Pozdrowienia
 
 
zwiedzili 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 103 wpisy103 425 komentarzy425 1785 zdjęć1785 7 plików multimedialnych7
 
Nasze podróżewięcej
19.08.2017 - 06.09.2017
 
 
08.02.2013 - 16.02.2013
 
 
31.07.2012 - 31.07.2012