(A) Zostajemy dodatkowy dzień w Copacabanie, bo Krzysiek budzi się z problemami żołądkowymi. Prawdopodobnie wypił za dużo piwka na kolację, zanim pojawił się posiłek na stole. W każdym razie ranek mija nam dość leniwie. Popołudnie postanawiamy poświęcić na uzupełnianie bloga, wrzucanie fotek. Kilka poprzednich dni jest już więc szczegółowo opisanych, za chwilkę pojawią się też zdjęcia.
Jutro udamy się już do La Paz, skąd wykupimy bilety na autobus do Rurrenabaque (ok. 15 godzin jazdy). Będzie to już nasz ostatni punkt podróży w Boliwii. Trochę szkoda będzie nam wyjeżdżać z tego pięknego kraju. Jeszcze planując wyprawę w Dublinie, wahaliśmy się, czy czasem nie ominąć Boliwii. Teraz już wiemy, że byłby to straszny błąd... Krajobraz jest tu niesamowity, ludzie niespotykanie życzliwi (o ile nie celujesz w nich obiektywem - wtedy zdarza się im sięgnąć po kamień), jedzenie naprawdę smaczne. Z perspektywy czasu okazuje się, że lepiej byłoby pozostać dłużej właśnie tutaj. Nawet kosztem Chile... Tam należało było pojechać do Patagonii zamiast zwiedzać część północną... Ale nie mamy co narzekać... Wyprawa póki co zaskakuje nas naprawdę pozytywnie i gdyby nie zmniejszające się w szybkim tempie cyferki na koncie, na pewno rozważalibyśmy przedłużenie podróży...
Bardzo fajnym odczuciem jest spotykanie na trasie ludzi, z którymi spędziliśmy nawet chwilkę. Witamy się wtedy bardzo emocjonalnie, ciesząc się że można dzielić szczęście z kimś tak naprawdę nieznanym. Zazwyczaj ludzie robią podobną trasę, więc opowieściom i radom, przy takich niespodziewanych spotkaniach, nie ma końca. Najczęściej napotykaliśmy anglojęzycznych podróżników, z którymi miło było wymienić wrażenia. Mieliśmy jednak również to szczęście spotkać naprawdę fajnych Polaków. Będziemy miło wspominać rozmowy przy piwku w La Paz, wspólną podróż do Copacabany. Pozdrawiamy więc Magdę i Michała, którzy przemierzają Amerykę południową motorem, Iwonę, z którą mieliśmy okazję spędzić 2 dni w Sucre, no i oczywiście Magdę, Jarka, Grześka i Przemka.
Do zobaczenia na trasie, a jeśli nie w AP, to na pewno w Polsce :))