(K)Witajcie,
Szczęśliwie dotarliśmy do Copacabany. Podroż przebiegła nam dość spokojnie-czytaj-nasz kierowca był trzeźwy. Po przeprawie małą łódeczka (autobus przepłynął większą tratwą) czekała nas jeszcze 30min. podróż krętymi alejkami górskimi. Sama miejscowość jest bardzo niewielka. Ale to nawet dobrze-trochę odsapniemy od La Paz.
Udało nam się znaleźć bardzo tani i bardzo fajny hostel-7 euro za pokój z łazienką. Tak tanio jeszcze w życiu nie spaliśmy.
Niestety zdjęcia wrzucimy dopiero po powrocie do La Paz jako że internet tutaj jest bardzo wolny i drogi. Pozdrawiamy.
......................................................................................................................... ......
17.02.10 (uzupełnienie)
Copacabana
(K) Gdy pojawiamy się rano przy autobusie, nasz pan kierowca jest nieco zdziwiony naszą obecnością, jakby się nie spodziewał pasażerów... Do Copacabany jedziemy z firmą z polskimi korzeniami-Danuta travel. Przy wyjeździe z La Paz rozciągają się śliczne widoki zarówno na miasto jak i na pobliskie ośnieżone szczyty sześciotysięczników..
Po około 2 godzinach dojeżdżamy do przeprawy przez jeziorko. My płyniemy małą łódeczką (oplata za przejazd to 60 groszy od łepka), a autobus sporą tratwą. Stąd bardzo krętymi drogami dojeżdżamy do Copacabany. Alinę łapie choroba lokomocyjna, ale po chwili dochodzi do siebie.
Wypakowujemy bagaże z autobusu a Ali z Magdą ruszają w poszukiwaniu hostelu. Pierwszy napotkany wydaje się być podejrzanie tani (14zl za noc na osobę). W środku okazuje się być całkiem porządny. Chcemy mieć jednak porównanie, więc dziewczyny ruszają w miasto obejrzeć jeszcze kilka hosteli. Podczas ich nieobecności właścicielka próbuje nawiązać z nami rozmowę. Nieświadoma naszej nieznajomości języka opowiada nam coś z wielką ekscytacją. My zaś chcąc być grzecznymi, zadajemy proste pytania, z czego pani wnioskuje, że wszystko rozumiemy. I ciągnie rozmowę dalej...Dziewczyny wracają, okazuje się że to właśnie gadatliwa staruszka ma najporządniejszą ofertę.
Po zakwaterowaniu się u kobitki, która opowiedziała nam pewnie sporą cześć swojego życia, ruszamy na wybrzeże coś zjeść. Siadamy pod parasolkami i zamawiamy pizze i piwko. Gdy "pizze" docierają do naszego stolika, uświadamiamy sobie, jak wielki popełniliśmy błąd:
1. Nie zamawia się jedzenia blisko plaży-jest drogo
2. W miejscu, gdzie najbardziej popularnym daniem jest ryba, nie zamawia się pizzy..
W międzyczasie lokal nawiedzają 2 grupy grajków. Druga ewidentnie ma nawiedzoną, słabo utalentowaną wokalistkę...
Wieczorem poszukujemy dobrej knajpki. Znajdujemy całkiem klimatyczny lokal i zamawiamy jedzonko. Po chwili odnajduje nas reszta naszej "bandy", więc prawie wszyscy coś zamawiają. Po jakimś czasie odkrywamy coś niezwykłego. W knajpie z około 6-8 stolikami pracuje tylko jedna osoba.. Jest ona zarówno kelnerem jak i kucharzem. A to dlatego właśnie od naszego przybycia lokalu nie opuścił nikt, a dania otrzymał póki co tylko jeden stolik!!! Początkowo śmiejemy się, że jedzonka nie dostaniemy przed zamknięciem naszego hostelu (23), ale gdy faktycznie czekamy już ponad godzinę, nie jesteśmy już tak skorzy do żartów...Dodatkowo pojawia się nasza „ulubiona” grupa muzyczna z nawiedzoną wokalistką, próbując śpiewem urozmaicić nam oczekiwanie na posiłek. Wreszcie część grupy (czyli osoby, które nawet nie zdążyły złożyć zamówienia) decyduje się zmienić lokal. Okazuje się to strzałem w dziesiątkę - jedzonko jest tam serwowane błyskawicznie, a do tego jest mega smaczne. Od tej pory będzie to nasze ulubione miejsce w Copacabanie.. Nie ma to jak stołować się w knajpie meksykańskiej...