(A) Podróż z Sucre do La Paz trwała 13 godzin. Nie było aż tak strasznie jak się spodziewaliśmy (i nasłuchaliśmy). Najpierw puszczono nam 2 filmy, a potem było już tylko spanko do momentu gdy dojechaliśmy do La Paz. Co prawda nie można komfortu jazdy porównać do tego, który mieliśmy w Chile. Ale na pewno narzekać nie możemy. Były rozkładane siedzonka, koc do przykrycia. Czegoż chcieć więcej...
I tak dojechaliśmy do La Paz. Nie zajęło nam więcej niż 15 minut na znalezienie hostelu, który zabukowaliśmy na 3 noce. I tu spotkała nas super niespodzianka... Jak tylko zostawiliśmy nasze bagaże w pokoju, ruszyliśmy na śniadanie (w hostelu). Idziemy sobie po schodach i słyszymy: " Halo! Halo! Słyszysz mnie??" Chcieliśmy zapukać do pokoju, z którego dobiegały odgłosy polskiej mowy, ale stwierdziliśmy, że nie będziemy przeszkadzać. Na pewno wyśledzimy tego osobnika potem :)) Wchodzimy więc do stołówki, napełniamy kubki kawą i znowu szok. Przy stoliku siedzą sobie dwaj Polacy. W dodatku okazuje się, że jednego z nich - Grześka - znamy z imprezy w Dublinie (pamiętnej imprezy u Colma, z której odbierali nas Kasia z Bartkiem :)) Pierwszy raz od przylotu do Ameryki południowej spotkaliśmy tak dużą ilość Polaków naraz... Zresztą nie ilość się liczy:)) Ludziki naprawdę fajne. Jak poszliśmy na piwko wczoraj wieczorem, to opowieściom z podróży i śmiechom końca nie było... Pochodziliśmy sobie po stolicy razem, chłopacy kupili piankę w sprayu, ja kilka bombek wodnych i po raz pierwszy podczas tego karnawału miewaliśmy przewagę liczebną w "walkach ulicznych". Co oczywiście nie znaczy, że nie wracaliśmy mokrzy do hostelu...
Dziś mamy dzionek odpoczynku - nasi znajomi wybrali się na wypad rowerowy drogą śmierci - jako że my spasowaliśmy, pochodzimy dziś trochę podowiadywać się o transport do Copacabany. Tam właśnie mamy zamiar razem się wybrać. Leniwy dzień się więc zapowiada. Za to wieczorem znów powtórka z rozrywki - czyli piwko w składzie wczorajszym.
Zmieniamy trochę plany- najpierw wybieramy się na wypoczynek do Copacabany i na Islę del Sol z nowymi znajomkami, bo zapowiada się fajna zabawa. Potem może namówimy ich, żeby do nas dołączyli na wyprawę do dżungli.
(K) Alinie bardzo do gustu przypadł film Kick Boxer wyświetlany podczas podróży. I już przez chwilę myślałem, że gatunek karate na trwałe dołączy do serii jej ulubionych filmów, kiedy to okazało się, że to bardziej muskulatura młodego Jean Claude Vandamme´a tak bardzo spodobała się mojej żonce. Wbrew oczekiwaniom, Kick Boxer 4, który leciał jako następny, zupełnie ją uśpił!
Bardzo żałuję, że nie udało mi się wyciągnąć aparatu tego poranku, kiedy to wjeżdżaliśmy do La Paz. Miasto usytuowane jest w dolinie otoczonej wysokimi górami. W połączeniu ze wschodem słońca widoki były naprawdę super!!!
Nasz hotelik Cruz de los Andes jest bardzo wygodnie zlokalizowany, a i stosunek ceny do wygody jest bardzo przyzwoity. Jedynym mankamentem może być to że jest tu dość głośno. Hałasy docierają zarówno od strony "podwórka", jak i korytarza hotelu, po którym strasznie niesie się echo.
Wczorajsza wojna wodno-piankowa dała nam sporo satysfakcji, jako że zorganizowane akcje ofensywne na niektórych celach zakończyły się bardzo efektownie. Najbardziej podobała mi się jednak akcja odwetowa. Przejeżdżający samochód ostrzelał całą naszą bandę z okna samochodu, za co kierowca i pasażer w rewanżu zostali praktycznie całkowicie "spiankowani".
Popołudniu odwiedziliśmy również muzeum koki. Znaleźliśmy tam wiele ciekawych informacji. Niestety sposób w jaki zostały one przedstawione pozostawia wiele do życzenia. Powiązania miedzy treścią (dostarczoną w formie ulotki), a rekwizytami nie były aż tak atrakcyjne jakby można było się tego spodziewać. Nie mniej już teraz wiemy, że z liści koki wytwarza się nie tylko kokainę, ale są one również szeroko wykorzystywane w farmaceutyce. Żute liście koki powodują lepszą absorpcje tlenu (co szczególnie istotne jest na wysokościach powyżej 2500 m.n.p.m). Zwiększają też tolerancje organizmu na wzmożony wysiłek, dodatkowo zmniejszając łaknienie.
Coca-cola również wzięła swój początek od liści koki i początkowo zawierała 60mg kokainy. Obecnie liście koki są także używane do wytwarzania tego napoju (ok 8 ton liści rocznie-dla celów smakowych), jednak narkotyk jest z niego usuwany.
To może tyle z ciekawostek...
Wieczór, jak już wspomniała Alina, spędziliśmy na rozmowach - wymieniając się doświadczeniami zarówno z podróży, jak i życia sprzed rozpoczęcia wypraw.
Pozdrawiamy Was serdecznie...