(K) Całkiem niedawno dotarliśmy do miasteczka La Serena (150.000 mieszkańców). Po raz pierwszy miasto zostało założone przez kapitana Juana Bohóna w celu stworzenia drogi morskiej między Santiago a Limą.
Dokładna data powstania nie jest pewna, prawdopodobnie był to 4 września 1544. Pięć lat później, w nocy z 11 na 12 stycznia 1549 roku, miasto zostało całkowicie zniszczone przez Indian. W tym samym roku osadę ponownie założył kapitan Francisco de Aguirre wybierając bezpieczniejszą lokalizację. 4 maja 1552 król Hiszpanii Karol V Habsburg nadał jej status miasta.
Sam przejazd z Valparaiso do La Serena był bardzo przyjemny.Tutejsze autobusy o głowę biją nasze polskie. Skórzane fotele można pochylić prawie do pozycji leżącej-wysuwając dodatkowo podpórki pod łydki. Dodatkowo pan z obsługi chodzi i rozdaje poduszki i kocyki, żeby wszystkim było wygodnie i ciepło. A to jeszcze nie był autobus najwyższej klasy. W takim to są kabiny (coś jak w pociągu) i jedzonko na ciepło. Prawdopodobnie będziemy mieli okazje takim jechać do San Pedro de Atacama.
W La Serena byliśmy o ok.6 rano. Na dworze było jeszcze ciemno, więc przeczekaliśmy na dworcu przy herbatce aż się przejaśni i udaliśmy się pod adres hostelu. Właściciel jeszcze spał, ale wpuścił nas do środka i kazał się rozgościć. Alinka teraz chrapie na krzesełku ogrodowym, a ja skorzystałem z wczesnej pory i wolnego internetu by do Was skrobnąć. Nie wiem jeszcze czy to kwestia wczesnej godziny czy też klimatu, ale pierwszy raz od przyjazdu czuję chłód. Siedzimy sobie w polarkach i skarpetach :).
Zaraz pewnie udamy się na miasto by coś przekąsić i pozwiedzać.
Adres naszego hostelu to:
http://www.hostalmariacasa.cl/
15.000pesos za pokój bez śniadania z łazienką do podziału z innymi lokatorami.
Pozdrawiamy i do usłyszenia niedługo.
Poprawka z wczoraj-niestety pan w hostelu Maria Casa nie miał dla nas miejsc-nic się do popołudnia nie zwolniło. Zakwaterował nas u swojej sąsiadki 2 domy dalej. Jest spoko-płacimy 16.000 za pokój z łazienką + 2000 dodatkowo za śniadanko. Pani właścicielka jest w dość podeszłym wieku-ale daje rade :)jak to się mówi. A propos mówienia-nie mówi po angielsku - więc tylko Alinka może sobie z nią pogadać. Choć i dla niej nie jest to łatwe. Pokoik trochę ciasny i z mrówkami-ale mamy niepisaną umowę-my nie wchodzimy na nie, a one nie wchodzą na nas :)
Pan z Casa Maria jest bardzo sympatyczny i wiele rzeczy nam wytłumaczył już na wstępie odnośnie tego gdzie tanio i dobrze zjeść, co warto zobaczyć. Jeśli byśmy mieli jakiekolwiek pytania czy problemy - mamy walić śmiało do niego. W rozmowie okazało się również iż w marcu leci on do Irlandii-może spotkamy się z nim tam na piwie.