Z Chetumal pożegnaliśmy się niedługo po wschodzie słońca, które mieliśmy okazję zobaczyć podczas porannej przebieżki, na którą namówił mnie Bartek. Śniadanie zjedliśmy w przydrożnej jadłodajni i ruszyliśmy do oddalonej o 30 min drogi cenoty azul. Ten błękitny zbiornik krystalicznie czystej i ciepłej wody najbardziej spodobał się Alinie. Ze względu na brak podejścia - woda od razu ma głębokość 9m - zostałem na brzegu z kufelkiem soku z ananasa by obserwować pływającą trójkę.
Następnym przystankem była plaża Bacalar. Wynajeliśmy słomianą chatkę, dziewczyny zamówiły piniacoladę i mojito i czuliśmy się jak na pocztówe. Piękna pogoda, w tle meksykańska muzyka, przed nami błękit ciepłej iczystej wody. Nie chciało się nam stąd wyjeżdżać. Po obiedzie ruszyliśmy w 3h drogę do Tulum. Ze względu na zemstę Montezumy jaka mnie dosięgła mogę jedynie opisać wam domek, w którym jesteśmy zakwaterowani. Otóż nasza drewniana chatka przykryta jest liściastą strzechą. W środku oprócz łóżka i 2 stoliczków mamy jeszcze - oddzieloną płotkiem - łazienkę z toaletą. Same domki postawione są na plaży, pośród nich wyrastają liczne krzewy dodając jeszcze bardziej malowniczego efektu.