Coraz bardziej dostosowujemy się do rytmu, jaki narzuca nam Meksyk. Wstajemy razem ze słońcem i kładzemy się ze zmrokiem. Dziś już o 7.00 zwarci i gotowi zasiedliśmy do śniadania. Pożegnaliśmy się z żabkami, jedna grzecznie ustąpiła mi miejsce przy porannym prysznicu, druga całą noc siedziała grzecznie na oknie a rano siedziała pod drzwiami -no to ją wyprowadziłem.
Droga z Palemke nie należy do najprzyjemniejszych. Nagromadzenie zwalniaczy jest tutaj, ze względu na liczne wioski, zdecydowanie większe niż na pozostałych przebytych przez nas drogach. Dodatkowo pojawiają się one też czasem w zupełnie niespodziewanych miejscach.
Po ok. 100km dotarliśmyy do punktu kontrolnego, gdzie swoje usługi przewodnika zaproponował nam sam "Indiana Jones", przynajmniej tak wyglądał. Do miasta prowadziła przez 60 km kręta droga przez dżunglę, o dziwo, była w całkiem niezłej kondycji. Koniec sezonu nam sprzyjał. Miejzce to jest-ze względu na odległość-rzadziej odwiedzane niź pozostałe ruiny. My mieliśmy je właściwie na wyłączność, gdyż było tam zaledwie kilka osób. Calakmul, w swych czasach świetności (V-VII w n.e.) liczyło ok. 50-70 tysięcy mieszkańców. Bogate w dekoracje niegdyś piramidy były pokryte stoko-rodzajem tynku pozyskiwanego z wypalanych drzew. Następnie były zdobione malowidłami w różnych kolorach-pigment pozyskiwano z materiałów naturalnych.
Cały kompleks liczy kilkaset budowli, część z nich nadal ukrywa dżungla. Do dziś wiele zagadek nie udało się do końca wyjaśnić, np. w jaki sposób transportowano olbrzymie kilkutonowd głazy (stella- służące do zapisu historii) bez użycia koła, skąd Majowie posiadali wiedzę umożliwiającą wznoszenie tak wysokich i skomplikowanych budowli, podziemnych akweduktów, znali zasady konstrukcji łuków utrzymujących kilka kondygnacji, do czego służyły im utwardzone-szerkokie na 10m drogi. Wszystko to przy użyciu kamienia i drewna z kauczukowca. Ponadto Majowie znakomicie znali astronomię, rozkład ich miast a nawet poszczególnych budowli jest oparty na układzie gwiazd.
Majowie ok. roku 800 rozpoczęli opuszczanie swoich miast-państw z tego rejonu. Najprawdopodobniej było to spowodowane nadmierną eksploracją dżungli, która zdegradowana nie była wstanie zapewnić im dalszej egzystencji. Zastanawialiśmy się jak tacy mądrzy ludzie, oddający cześć bóstwom przyrody doprowadzili do takich zniszczeń, że misieli opuścić swój od wislu wieków budowany dom. Odpowiedź przyszła szybko-spójrzmy co my robimy z naszym ekosystemem globalnie. Pocieszające jest jedno, dżungla bez człowieka odbudowała się sama.
Wracając dk zwiedzania. Wspieliśmy się na trzy najwyższe budowle (25, 60 i 65m). Każda inna i piękna. Widoki dżungli z ich wierzchołków były niesamowity przeżyciem. To jedyne chyba takie miejsce gdzie można się jeszcze wspinać na szczyt piramid. Ze względu na degradację i akty wandalizmu prawdopodobnie i tu niedługo będzie to zakazane.
Trud włożony w dotarcie do tego miejsca i wspinaczka w ostrym słońcu zdecydowanie były warte tej przygody. Przyjaciele Indiana Jonesa ruszyli dalej - po ok. 3.5h dotarliśmy do rejonu Quintana Roo - miasta Chetumal, niespełna 2km od granicy z Belize.