(A) Dziś odebraliśmy z lotniska w Sucre mój plecak... Dokładnie na miesiąc po wylądowaniu w Ameryce południowej :)) Plecak, mimo że zrobił więcej kilometrów niż my tutaj jeżdżąc po AP, dotarł do mnie w stanie idealnym. Cieszymy się baaaardzo, przede wszystkim dlatego iż nie musimy się już martwić, że wrócimy we trójkę - w plecaku były moje tabletki anty:))))
Minął ponad tydzień od czasu jak zawitaliśmy w Sucre. Bardzo nam się tu podoba. Moje lekcje są świetne! Każdego dnia czuję się coraz swobodniej mówiąc po hiszpańsku, dzięki najlepszej na świecie nauczycielce Marii.
Mamy już taki swój rytm dnia, że prawie zapomnieliśmy iż jesteśmy w podróży. Rano śniadanko i odrabianie lekcji, potem spacer na ryneczek. Każdego dnia smakujemy inny sok owocowy, potem się rozdzielamy . Krzyś idzie na neta, a ja gnam na 3 godziny lekcji. Spotykamy się w hostelu i po chwili odpoczynku idziemy do szkoły uczyć maluchy angielskiego. A potem to już same przyjemności - obiadokolacja, piwkowanie, oglądanie filmów lub granie w karty... Żyć nie umierać.. Szkoda, że nie można tak całe życie... Baliśmy się przed wyjazdem, że będziemy się kłócić nieustannie, a jak na razie-odpukać... bawimy się ze sobą świetnie!
Dzieciaki w szkole są rozbrajające. Coraz bardziej się do siebie przyzwyczajamy, przez co lekcje są coraz fajniejsze. System jest tu trochę jak w Polsce za czasów, gdy my chodziliśmy do szkoły. Nikt tu jeszcze nie wie, czym jest bezstresowe wychowanie. Nauczyciel jest nadal wielkim autorytetem. I mimo, że coraz większy mamy kontakt z uczniami, tylko utwierdzam się w przekonaniu, że wolałabym uczyć jednak dorosłych. Tu klasa liczy sobie zaledwie 5 osób, a czasem panuje taki chaos, że jak myślę o tym, że miałabym okiełznać klasę 20 osobową, to nabieram dodatkowego szacunku dla polskich nauczycieli...
Weekend zaczęliśmy wczoraj "cywilizowaną rozrywką", czyli pójściem do kina na Avatara. Niestety nie mają tu wersji 3D, ale film i tak nam się bardzo podobał. Dziś się trochę poszwendamy po mieście, odwiedzimy zapewne jakieś muzeum. A jutro, jeśli się uda wyskoczymy na jakąś wycieczkę w góry.
Chodzenie po ulicach ostatnio jest dość ryzykowną sprawą. Jak nigdy trzymam się kurczowo za rękę Krzysia, w obawie, że zostanę zaatakowana...armatką wodną. Z okazji karnawału panuje tu istne szaleństwo. Wojna męsko-damska panuje we wszystkich zakątkach miasta, więc w każdym momencie można się spodziewać bombki wodnej na głowie lub strzału z karabinka wodnego. Gdy jestem z Krzysiem, rzadziej się zdarza żeby jakiś chłopak zdecydował się mnie "zaatakować". Jednak gdy idę do szkoły, nie mam szans dotrzeć tam sucha. Karnawał objawia się także wiecznymi pochodami muzykantów. Przemierzają uliczki grając na instrumentach, śpiewając i tańcząc. Myślę że ćwiczą przed najważniejszymi dniami karnawału - następnym weekendem. Już nie możemy się doczekać tego, co się tu będzie działo..
Na razie to by było na tyle kochani. Pozdrawiamy Was bardzo gorąco i przesyłamy w myślach choć trochę słońca do Polski (mrozy już pewnie wszystkich wykańczają).