No i jesteśmy. Wczoraj nie udało nam sie dotrzeć do kafejki - zamknęli ją o 24.00.
A dzień był bardzo udany. Począwszy od zwiedzania rynku Chatu Chack, szaloną wycieczkę Tuk-Tukiem (motorek zabierający 3 pasażerów), uliczka turystów Khao San, na której można kupić wszystko czego potrzebuje turysta i nie tylko. Tam też spotkaliśmy sie z Ewa i Markiem, którzy są w drodze powrotnej (tzn. zostały im ostatnie 2 dni). To od nich dowiedzieliśmy się wielu cennych rzeczy. Wspólnie spędzony czas urozmaiciliśmy sobie wycieczką do czerwonej dzielnicy by tam na własne oczy przekonać sie jak niesmaczny potrafi być tzw. ping-pong show, który z uwagi na wielu czytających chwilowo przemilczę/ Jak skwitował to Marek, po czymś takim trzeba chyba iść do muzeum lub przeczytać książkę, żeby łyknąć nieco kultury :)