http://www.youtube.com/watch?v=zxGqttPTjlQ
I stalo sie. Nadeszla chwila obrania kieunku powrotnego i mimo, ze przed nami jeszcze 3 noce to czujemy, ze najlepsze juz za nami. Wlasnie siedzimy w pietrowym autobusie zmierzajacym z Phuket do Bangkoku. Ale zanim tam dotrzemy (ok. 6 rano) opowiem Wam co dzialo sie u nas przez ostatnie dni.
Phuket okazal sie niewypalem. Piekna plaza nie byla w stanie zrownowazyc nam calej reszty doswiadczen. Poczawszy od wszedobylskich szczurow, ktore pojawialy sie na ulicach zaraz po zapadnieciu znierzchu, po wszechobecnych europejskich sexturystow, czesto w juz zaawnsowanym wieku i niepierwszej urody, przechadzajacych sie z mlodymi tajkami.
---
W dniu, kiedy dotarlismy do wyspy Phi Phi zrozumielismy, ze dotarlismy do raju. Dwugodzinna podroz promem uplynela w sennej atmosferze dzieki medykamentom a'la Aviomarin. Z przystani dosc szybko dotarlismy do naszyh bungalow'ow o nazwie Chunut House. Powital nas tam przemily Mr. Wood, zdziwiony, ze nie trafilismy tragazy czekajacych na nas na przystani. Z racji, ze podczas bookowania byly dostepne jedynie 2 chatki dwuosobowe i jedna trzyosobowa postanowilismy dobor pokoikow pozostawic szczesciu i ciagnelismy slomki. Nam wypadla najdluzsza i to my dostalismy najwiekszy pokoik-co i tak ostatecznie nie mialo wiekszego znaczenia, gdyz wszystkie byly tak samo cudowne.
Tego samego dnia wspolnie udalismy sie do rekomendowanej przez Wooda restauracji i od razu zostalismy nia oczarowani. Kuchnia serwowala dania tajskie, wloskie i hiszpanskie. Sprobowalismy wielu dan, wszystkie byly pyszne i jak na miejsce w bardzo przyzwoitej cenie. Wieczorem zrobilismy nasiadowke u Wioli i Pawla przed domkiem dyskutujac do poznych godzin nocnych.
Poranek rozpoczelismy leniwie, ale juz o 11:00 bylismy na przystani oczekujac naszej lodeczki, ktora wyplynelismy na kilkugodzinna wycieczke dookola wyspy Phi Phi Don oraz Phi Phi Lay polaczonej ze snorklingiem. Uzbrojeni w dostarczone nam maski oraz pletwy obserwowalismy cudowny podwodny swiat, pelen wiekszych i mniejszych rybek podplywajacych naprawde blisko. Lodeczka byla dosc niewielka i podczas postojow kolysala niemilosiernie, wprowadzajac nasze zoladki w malokomfortowy stan. Jednakze widoki otaczajace nas rekompensowaly czesciowo te niedogodnosci. Po drodze odwiedzilismy plaze, na ktorej malpki chetnie pojawialy sie w zasiegu rak turystow w oczekiwaniu na jedzenie, minelismy jaskinie Wikingow, z ktora jest zwiazana jakas historia, jednakze umiejetnosci jezykowe naszego kapitana pozostawialy wiele do zyczenia i nie zrozumielismy nic, oraz plaze, na ktorej nagrywany byl film pt. "The Beach". Wrocilismy przed zachodem slonca. Dopiero po powrocie czesc grupy zorientowala sie, ze wcale nie trzeba sie opalac by zostac opalonym, czego bolesne skutki ciagnely sie jeszcze przez nastepne 2 dni.
Dzien 3 kazdy spedzil wg wlasnego planu - ja zajalem sie ratowaniem karty pamieci, ktora skasowal mi moj tablet :). Spotkalismy sie dopiero wieczorem udajac sie razem na punkt widokowy, by stamtad podziwiac zatoke podczas zachodu slonca. Omal sie nie spoznilismy, gdyz aby dotrzec na miejsce musielismy przez 40 min. piac sie w gore po piaszczystych sciezkach.
Ostatni pelny dzien spedzilismy najodwazniej. W piatke zdecydowalismy sie zmierzyc sie ze swoim strachem, bolem po oparzeniach slonecznych i ciekawoscia podwodnego zycia i wybralismy sie na kurs nurkowania dla poczatkujacych. cdn...